Fizyka zawdzięcza swój fantastyczny rozkwit przede wszystkim możnym i wpływowym protektorom, świadomym wielkich pieniędzy, jakie kryją się za odkryciami naukowymi. Rozwój rynku umożliwił rewolucję przemysłową, nastała więc epoka industrializacji, niosąca materialne korzyści szerokim rzeszom ludzi, a przede wszystkim ludziom interesu. Wzrósł ogólny dobrobyt, skrócono czas pracy (w ostatnim dwudziestoleciu o dziesięć godzin tygodniowo), ubogim zaczęło się lepiej powodzić, a bogaci pomnożyli jeszcze bardziej swoje majątki (nożyce dochodów). W obliczu tak oszałamiających osiągnięć postępu nauko- wo-technicznego nie powinno nikogo dziwić, że naukowcy otrzymują do swojej dyspozycji wszelkie środki, jakich tylko zapragną, a ich działalność ma znaczenie priorytetowe. Jest również zrozumiałe, że mogą bez żadnych ograniczeń rozwijać swoje koncepcje i otwarcie głosić nowe poglądy. Na przestrzeni ostatniego siedemdziesięciolecia dynamiczny rozwój nauk przyrodniczych nie napotkał żadnych przeszkód, ani natury finansowej, ani etycznej. Od pewnego czasu mnożą się jednak głosy krytyki i coraz częściej słychać pytania: Czy ludzkość nie padnie ofiarą postępu? Czy nie należałoby ukręcić łba naukowo-technicz- nej hydrze? Czy nie powinno się kontrolować postępu albo w ogóle zredukować jego tempo? Czy uczniowie czarnoksiężników są bezradni w swoich laboratoriach? Czyżbyśmy rozpętali „program samozagłady”?
