W początkowej fazie rozwoju nauk przyrodniczych publiczne głoszenie nowych odkryć i nowych „prawd” napotykało ogromne trudności. Wielki myśliciel renesansu, Włoch Giordano Bruno, został oskarżony o herezję i spalony na stosie w 1600 r., ponieważ odważył się głosić, że Ziemia to tylko jeden z niezliczonych pyłków w kosmosie. W tym samym czasie pionier fizyki eksperymentalnej, Galileusz, miał 36 lat. W sześć lat później skonstruował teleskop i odkrył góry na Księżycu, satelity Jowisza i plamy na Słońcu. On też był gorącym zwolennikiem teorii helio- centrycznej Kopernika (Ziemia krąży wokół Słońca, a nie odwrotnie), za co Kościół w 1616 r. zmusił go do milczenia. Miał bowiem czelność obrazić pełen pychy wizerunek człowieka, twierdząc, iż Ziemia, którą on zamieszkuje, nie jest centrum wszechświata. Takie prawdy były zakazane, a ich głosiciele zasługiwali na potępienie. Kilkanaście lat później, w 1633 r., sąd inkwizycyjny oskarżył Galileusza o kacerstwo i zmusił do publicznego odwołania poglądów. Nie zmieniło to przekonania uczonego o słuszności teorii Kopernikowskiej: a jednak się kręci. W 1859 r. ludzkość doznała kolejnej wielkiej zniewagi, tym razem dopuścił się jej angielski odkrywca i przyrodnik Karol Darwin. Twierdził on m.in., że istota ludzka nie jest czymś szczególnym na tej ziemi, lecz stworzeniem pokrewnym zwierzętom i pochodzi najprawdopodobniej od małp człekokształtnych. A zatem znów pojawiła się teoria, stojąca w jawnej sprzeczności z obowiązującym światopoglądem religijnym, uznającym szczególne miejsce istoty ludzkiej w kosmosie, nie mającej nic wspólnego z prymitywnym światem przyrody i w żadnej mierze nieporównywalnej z jakimkolwiek gatunkiem zwierząt.
